Strona:PL H Mann Diana.djvu/261

Ta strona została przepisana.

a jeszcze łatwiej pozostać dobrymi przyjaciółmi. Nie panuje więc nad sobą i nie może się zdobyć na dystyngowaną rezygnację, lecz chce mi szkodzić. Ale czem? Śmiesznem wydarzeniem z życia innej, z życia jakiejś byłej znajomej. Czy przypuszcza rzeczywiście, że mnie tem trafi do głębi? Zdaje się, że go przeceniałam. Czy też chce mi zgotować trudności zewnętrzne? Nato musiałby umieć wylatywać w przyszłość, biedny, powolnie myślący człowiek, który bawi jeszcze ciągle koło kanapy, pustej od tylu a tylu lat, musiałby pewne posągi strącić z ich cokołów w powolną wodę, w której obserwują swoje ciemno połyskujące członki. Posągi...!“
Marzyła.
„One mnie nigdy nie obrażą pożądaniem lub nikczemnością. One nie wymagają niczego, tylko abym je kochała, i tylko za to dadzą mi wszystko, czem są. One się nie targną na mnie. Jakkolwiek ciężkie są ich ramiona z bronzu, ja ich nigdy nie poczuję. Pozostanę wolna i prowadzić będę Centaura za róg...“
Nagle wydało się jej, że słyszy szelest kotary. Poczuła intruza w głębokim i rozległym mroku. Szeroka, ciemna postać przesuwała się wzdłuż ściany.
— Kto tam? — zapytała księżna
Stłumiony głos odpowiedział: — Ja! — i odchrząknął:
— Pavic.
— Czego pan chce?
Pavic wyszedł z cienia. Zdobył się na odwagę i powiedział z patosem:
— Stało się, księżno.
— Co?
— Zbrodniarz został stracony.
— Został...?
— Zabity.