— O tem pan jeszcze myślał? — zapytała, zdumiona bardzo.
— Ciągle, — rzekł Pavic, szlachetny niemal w prawdzie tego uczucia.
— Zrezygnowałem, — dodał, — gdyż musiałem. Ale nigdy nie pogodziłem się z myślą, że ktoś inny mógłby przyjść i zająć moje miejsce. Wreszcie przyszedł jednak ten Della Pergola, a ja byłem podniecony, jakbym został zaatakowany i dotknięty w swoich prawach. Nienawidziłem go gwałtownie, z chorobliwą, nędzną żądzą zemsty, jako rabusia, który ograbiał mię z ostatnich nadziei, do jakich się uciekłem. 0, nadzieje, które nie miały nawet imienia, tak były bezsilne. Ale on musiał iść precz, ten silny rabuś. Jego artykuł dzisiejszy był dla mnie jak zbawienie.
Jęknął.
— Zbawienie... — powtórzyła księżna w zamyśleniu.
— Zbawienie, — rzekł Pavic jeszcze raz. — Teraz i ja sam zginę wraz z nim. To położy kres wszelkiemu cierpieniu, to jest sprawiedliwe, inaczej być nie mogło. Gdyż...
Mruknął:
— Jestem przecież współwinnym w jego zbrodni. To, co on bezwstydnie zdradził, ową cudowną tajemnicę księżnej, tak, o koronie książęcej na owej kanapie, — ja sam mu to powiedziałem. Tak, księżno, ja mu to powiedziałem, w kawiarni chwaliłem się panią: nie upiększam niczego. Byłem chory z żądzy i zazdrości i trwogi i gniewu; musiałem mówić o pani, wyjawiać rzeczy, których nawet nie wiedziałem, pysznić się panią, upokorzyć człowieka, który pani pożądał, panią, księżno, upokorzyć, gdyż była pani dumna, — upokorzyć i siebie samego, przez nikczemność, jakiej się dopuściłem...
— Dość, — powiedziała, udręczona przez to obnażenie się duszy. Pavic podniecał ją. Nawpół odwrócona zapytała:
Strona:PL H Mann Diana.djvu/264
Ta strona została przepisana.