Jakobus Halm rozpoczął portret księżnej. W starannie zamkniętym salonie stał naprzeciw niej, wyglądając z za stalugi z wyciągniętą szyją i od dołu, i miał fantazje o przyszłym domu księżnej w Wenecji i o swoich przyszłych dziełach. Był szczęśliwy. Często, po długiem, gorliwem milczeniu, wyrywało mu się:
— Boże! Co też to nagle stało się możliwe!
— Ileż ja będę umiał! — wyjaśniał. — O, nie umiałem nic, póki byłem ubogi i bez uznania. Aby wogóle czuć, że żyję, pozwalałem się przytłaczać przez Peryklesa, przez jego krowy i pocących się szermierzy. Wszystko to czyniło mię chorym i niezdolnym do podniesienia pendzla; ale mogłem przynajmniej tęsknić, kiedy na to patrzałem, tęsknić za... ach! za tem, co teraz będę robił! Do djabła z temi wszystkiemi mięśniami na czerwonych dywanach, z temi wszystkiemi rzeźnickiemi studjami! Ściany pani, księżno, niechaj się pokryją srebrnem światłem, w którem cudowne kształty lekko i swobodnie zmywać będą z siebie twardość niskich ciał. Wszystkie one tronują, szybują, czują się, prężą się i wypoczywają!
Księżna wtrąciła:
— Gdyby pan tylko zechciał nie przemalowywać ciągle mego portretu! Wczoraj byłam już prawie zupełnie zadowolona, bardzo był podobny.
— Podobny? — rzekł Jakobus, wzruszając ramionami. — Mógł być przypadkowo podobny. Podobne portrety zrobi pani każdy zdolny pacykarz. Czego ja szukam, to zjawiska godnego księżnej Assy: twarzy, która podobna jest do jej duszy. Z chłodnej skóry i z gorących włosów zrobić mam obraz uczucia, głębokiego, dobrego i wdzięcznego, i wyniosłości, która zna tylko siebie. Oczy przyglądają się niewzruszenie wielkiemu bólowi, a są ciężkie i słodkie z tęsknoty. Kobieta, którą chcę namalować, nie jest może
Strona:PL H Mann Diana.djvu/267
Ta strona została przepisana.