sny. Pewnej nocy stanął przed jej łóżkiem Pierluigi Assy ze swoją ukochaną. Dama wydęła czupurnie usta, czarna mucha skoczyła w białą zmarszczkę. Pierluigi z wdzięcznym ukłonem poprosił Violantę, aby poszła za nim. Obudziła się; obok białego światła księżycowego leżały niebieskie cienie, łóżko guwernantki w sąsiednim pokoju było puste. Z uśmiechem zasnęła znowu.
Nazajutrz do pokoju wszedł jakiś pan.
— Ojciec?
Była prawie przerażona, spodziewała się go dopiero za kilka miesięcy.
— To nie twój ojciec, droga Violanto, to twój stryj.
— A ojciec?
— Ojcu przydarzyło się niestety nieszczęście, — o, lekkie. Wyglądała tylko wyczekująco, nie zalękniona.
— Przysyła mnie do ciebie. Dawno mnie już prosił, żeby się tobą zająć, gdyby on nie mógł już tego kiedyś uczynić.
— Już nie mógł? — powtórzyła smutno, bez podniecenia.
— Czy on...
— Został odwołany.
— Nie żyje.
Opuściła głowę, pomyślała o ostatniem niemiłem widzeniu. Nie okazała bólu.
Książę pocałował ją w rękę, przemawiał do niej i obserwował ją zarazem. Była smukła, o delikatnych członkach, sprężysta, miała ciężkie, czarne włosy Południa, gdzie wzrósł jej ród, i oczy, błękitnoszare jak północne morze jej przodka. Stary znawca zastanawiał się: „Jest prawdziwą Assy. Ma jeszcze coś z owej zimnej siły, którą my mieliśmy, i pozbawiony nerwów ogień Sycylji, który także mieliśmy“.
Strona:PL H Mann Diana.djvu/27
Ta strona została przepisana.