ale księżna nie ujęła jej. Słuchała w zamyśleniu bolesnego szeptu przyjaciółki.
— Przychodzisz, Violanto, i wiesz już teraz, widzę to po tobie. I nie uwierzysz mi już teraz.
— W co mam ci jeszcze uwierzyć? — zapytała księżna, zatopiona w obserwowaniu tych rysów, które oznaczały dla niej tyle wierności. Więc ich jasność i słodycz były tylko obłudą? A przecież trwały jeszcze w obliczu śmierci. — Poco taka obłuda? — powiedziała księżna. — Co za straszliwy wysiłek! A skończy się on zaraz nicością. Czyż w tem przemijającem życiu warto rzeczywiście kłamać?
Blà szeptała uporczywie. Wargi jej każde słowo daremnie kształtowały po kilka razy, zanim się stało zrozumiałe. Wreszcie zdanie jej brzmiało:
— Powinnaś mi wierzyć. Kochałam cię i kocham cię i jestem uczciwa.
— I ja przecież wierzyłam, że marzysz wraz ze mną. Tak to zupełnie wyglądało. A tymczasem zdradzałaś mię, Bice!
Załamała palce.
— Jak ty to mogłaś wytrzymać!
Blà pracowała gorączkowo nad swemi słowami.
— Nie oszukałam cię. Uwierzże mi! To tylko moje czyny musiały cię oszukiwać. Ale moje uczucie dla ciebie pozostało zupełnie czyste. Czyż nic obiecałyśmy sobie, że między nami tylko uczucia będą miały znaczenie?
A gdy księżna milczała:
— Na miłość nieba, uwierz mi!
Rzuciła się wyżej na poduszkach. Pęcherz zsunął się jej z czoła; z ześlizgującej się koszuli wyglądało jej chude, delikatne ciało, drżące w szybkim oddechu. Na lewym jej boku osunęły się zakrwawione chusty. Księżna dotknęła jej czoła i pogładziła ją po rękach,
Strona:PL H Mann Diana.djvu/276
Ta strona została przepisana.