Mimo poważnego wieku był jeszcze doskonałym jeźdźcem, ale wyjeżdżając z niewprawnemu młodemi dziewczętami, ukrywał to w miarę możności. Mknęli obok siebie wzdłuż wybrzeża, po twardym piasku i po wodzie. Muszle i strzępy rozgwiazd tryskały z pod kopyt.
„Dość lichy ze mnie towarzysz“, wzdychał książę w duchu. „Ale trzeba się dostosować do tych psich podskoków. Dumny krok, pasaże lub redop zmusiłyby tę małą do podziwiania mojej sztuki. A do podziwiania ma ona, sądzę, z domu jeszcze silną niechęć“.
Raz tylko, gdy kapelusz jej pofrunął w morze, a Violanta zakomenderowała: — Naprzód! — sprzeciwił się.
— Katar... w moim wieku...
Violanta skoczyła w morze, siedziała na grzbiecie płynącego konia zgarbiona jak małpka. Gdy wróciła, pokazała swój mokry tren.
— To wszystko. Dlaczegóż ty tego nie dokazałeś?
— Gdyż nie dorosłem do ciebie bynajmniej, moja mała. Roześmiała się szczęśliwa.
Pozwalał mijać czasowi, aż mu się wydało, że życie we dwoje stało się dla niej nawyknieniem. Potem rzeki:
— Czy wiesz, że jestem tutaj pięć tygodni? Muszę zajrzeć znowu do swoich przyjaciół.
— Gdzie?
— Do Paryża, do Wiednia, wszędzie.
— Ach!
— Czy ci to jest przykre, Violanto?
— No...
— Możesz przecież pojechać ze mną, jeśli masz ochotę. „Czy mam ochotę?“ zadała sobie pytanie.
„Gdyby jezioro było jeszcze takie jak dawniej, nie miałabym najmniejszego powodu odjeżdżać; ale tak...“
Strona:PL H Mann Diana.djvu/28
Ta strona została przepisana.