tylko rozumiała, a w którą spowijał ją dzień za dniem, ogłuszyła jej zdrowy rozum; wyrazy słowiańskie, czule ważone przez jego organ mowy i wypowiadane uwodzicielsko, podniecały ją i rozleniwiały. Czuła się jak w ciepłej kąpieli, gdzie kobieta znużonemi oczyma z pod rozgrzanych loków mruga do pereł, które wznoszą się z wody. Pavic był tem ognistszy, itn ją widział cichszą. Namiętnie chwalił swój lud i zachwyconym wzrokiem patrzał w piękną twarz damy na poduszkach obok niego. Całował jej dłoń, dotykał jej sukni, jej włosów nawet, a ciągle było to jeszcze jakby pieścił swój lud.
Widziała jak w uczciwości serca rumienił się, drżał i milkł. Wspominała wówczas wyznania, jakie słyszała w Wiedniu i Paryżu, wszystkie błagania i groźby, które dławiły się na jej łonie i odskakiwały od jej pancerza. — i uważała Pavica za mniej śmiesznego, niż innych. „Co mogłam tamtym dać? Sami tego nie wiedzieli, głupcy. Ten zaś żąda ode mnie czegoś: mam mu pomóc pokonać jego wrogów“.
Początkowo przyprowadzał swrego chłopca. Chorowita, nieładna istota siedziała w kącie, niedostrzegana nigdy przez księżną. Pewnego dnia przyszedł Pavic bez dziecka.
O przedwiośniu, w dzień jakiegoś święta kościelnego, pojechała z nim do Benkowaz. Z morza szło gorzkie, kłującc powietrze nad bezdrzewnemi polami kamiennemi. Złote światła padały z mknących chmur na wyczekującą okolicę, zapalające się nagle i nagle znowu gasnące. We wsi pojazd jej poruszał się z trudem po złomach skalistych. Zabłocone dziedzińce leżały opustoszałe między obrośniętemi cierniem murami.
Wieśniacy czekali przy karczmie. Pavic wskoczył natychmiast na stół, otoczyli go kołem, barwni, gapiąc się leniwie.
Strona:PL H Mann Diana.djvu/72
Ta strona została przepisana.