Beata Schnaken list, który w pierwszym porywie bólu dala do czytania otaczającym. To żałosne wydarzenie uprzytomniło znowu wszystkim, jak sympatyczna była Beata. Nad grobem jej nieszczęsnego kochanka matka jego ujęła ją w ramiona. Nosiła przytem wielki, czarny welon z krepy, a muzyka grała coś z jakiejś opery. Wspólne łzy dwóch kobiet, matki młodzieńca i jego ukochanej, dla której umarł, wydawały się wszystkim niezwykle wzruszające. Zdobyły one dynastji Koburg zpowrotem niezliczone serca.
Księżna rozumiała Beatę w zupełności; tylko matka była dla niej niezrozumiała. Obco i nieprzyjaźnie wzdrygała się przed taką melodramatyczną szlachetnością, przy której wraz z gniewem rezygnowało się i z dumy, i przy której zmarłym działa się krzywda. Wypowiadała to zdanie i uważana była za zazdrosną.
Sądziła jednak, że szczęście jej wyrosło już dawno ponad takie zmienne przypadki. Nie niepokoiło jej wcale, gdy dostrzegała wśród ludu niezadowolone twarze. Postanawiała sobie przy sposobności w najżyczliwszy sposób powiedzieć mu prawdę.
W końcu maja spędziła kilka godzin porannych w haremie paszy, u madame Fatiny, jego małżonki, dla której czuła sympatję. Fatma była dzieckiem, które w toaletach paryskich bawiło się sobą samem jak lalką: w najwewnętrzniejszej świadomości zachowywała stale szerokie jedwabne szarawary. Marzyła nieśmiało i pożądliwie o wszystkich mężczyznach, których spotykała w towarzystwie, a wszystkie kobiety na wolności uważała za hetery. Była usposobiona bezwarunkowo przychylnie dla ludu i nie uznawała różnic między ludźmi. Żebrak turecki siedział na drodze, po której przechodziły księżna Assy i Fatma. Jadł miskę fasoli i rzekł zwykłe w swym kraju „Bądź moim gościem!“
Strona:PL H Mann Diana.djvu/96
Ta strona została przepisana.