Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/10

Ta strona została przepisana.

szczenia pokładu. Dunkold choć lekki, z przyczyny swojego płytkiego dna, chwiał się straszliwie. Chwilami zdawało się, że się przewróci i niepodobna było postąpić kroku; stanąłem więc sobie niedaleko kotła, żeby mi było cieplej i zabawiałem się obserwowaniem wahadła, zawieszonego naprzeciwko mnie i kołyszącego się powoli w takt chwiejącego się okrętu.
— To wahadło jest źle zawieszone — zabrzmiał nagle głos za mojemi plecami, i obejrzawszy się, zobaczyłem oficera wojennej marynarki.
— Doprawdy! A skąd pan to wnosisz? — zapytałem.
— Skąd wnoszę? Ja wcale nie wnoszę. Proszę patrzeć! w tej chwili wahadło poruszyło się znowu — gdyby okręt pochylił się rzeczywiście do tego stopnia, który tu wskazuje, przestałby już kołysać się na wieki. Ale taki to zawsze porządek na tych statkach kupieckich.
W tej chwili rozległ się dzwon obiadowy, i zeszliśmy razem z kapitanem na dół, gdzieśmy już zastali siedzącego przy stole sir Henryka Curtis. Kapitan Good zabrał miejsce obok niego, a ja umieściłem się naprzeciwko nich. Wprędce rozpoczęliśmy gawędkę o polowaniu, o tem i owem; kapitan zadawał pytania, ja odpowiadałem jak mogłem. Zaczęliśmy mówić o słoniach.
— Ho! ho! panie! — zawołał ktoś z siedzą-