Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/105

Ta strona została przepisana.

krytej, a w dziesięć minut, po zabiciu zwierzęcia, serce jego i wątroba leżały, dymiąc, przed nami. Przyczem jednak ugotować to pożywienie, z nieba nam spadłe? Ani drzewa, ani ognia nie mieliśmy. Zakłopotani spoglądaliśmy na siebie.
— Kto umiera z głodu, ten nie może być wybredny — powiedział Good. — Trzeba jeść surowe mięso.
Nie było innego sposobu wyjścia z trudności, głód złagodził przykrość tej krwawej uczty: zagrzebaliśmy więc serce i wątrobę na chwilę w śniegu, by je ochłodzić, poczem obmywszy wszystko w zimnej, jak lód, wodzie strumienia, zajadaliśmy łakomie. Wstręt pomyśleć, ale smakowało nam to surowe mięso, jak nic w życiu, a po upływie kwadransa byliśmy już zupełnie innymi ludźmi. Wróciły nam siły i energia, a krew płynęła w żyłach, roznosząc ciepło po ciele. Pamiętni następstw zbytniego przeładowania wygłodzonych żołądków, przerwaliśmy jednak wprędce naszą ucztę.
— Bogu niech będą dzięki — zawołał sir Henryk — to stworzenie ocaliło nam życie. Co to za jedne, Quatermain?
Podniosłem się i poszedłem obejrzeć antylopę, bo nie byłem pewny co odpowiedzieć.
Zwierzę wielkością równało się osłu, a rogi miało duże i wyciągnięte. Nie widziałem nigdy