Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/106

Ta strona została przepisana.

podobnego gatunku. Okrywała je szerść gęsta, koloru brunatnego w czerwone pręgi. Dowiedziałem się później, że mieszkańcy tego kraju nazywali je „Inko“. Było nadzwyczaj rzadkie, a przebywało na wielkich wyniosłościach, gdzie żadne inne zwierzę żyć nie mogło. Strzał dosięgnął je w łopatkę, ale czyja kula położyła koniec jego życiu, sprawdzić naturalnie nie było można. Podejrzywam jednak Gooda, iż pamiętny swego szczęścia z żyrafą, i w tym razie także przypisywał sobie całą zasługę, czemu zresztą nie usiłowaliśmy zaprzeczyć.
Takeśmy byli zajęci zaspokojeniem głodu, że nie mieliśmy czasu rozejrzeć się w naszem otoczeniu. Teraz jednak, zasadziwszy Umbopę do ćwiartowania zwierzyny i przygotowania zapasu z najlepszych części, zaczęliśmy się dokoła siebie rozpatrywać. Mgła już się zupełnie rozeszła, pochłonięta przez słońce, wysoko już świecące na widnokręgu, mogliśmy więc objąć spojrzeniem szeroką przestrzeń kraju.
Nie potrafię opisać cudnego widoku, jaki się odsłonił naszym oczom. W całem mojem życiu nie widziałem nic równie pięknego, ani też pewnie zobaczę.
Za nami i nad nami wznosiła się śnieżna Pierś królowej Saby, niżej na pięć tysięcy stóp od miejsca, w którem staliśmy, rościągała się na