Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/110

Ta strona została przepisana.

Świata nie było za wielkiej trudności przy jej budowaniu. W jednem miejscu naprzykład, olbrzymia rozpadlina, na trzysta stóp szeroka, a przynajmniej sto stóp głęboka, zamurowaną była łomami ciosanego kamienia, stanowiącemi u podstawy łuki, pod któremi przepływała woda, a nad któremi biegła droga. W innem znowu wykuto ją w zygzak w ścianie, stojącej nad przepaścią pięćset stóp głęboką, w innem jeszcze przebito skałę zagradzającą drogę i utworzono tunel na trzydzieści yardów długi.
Zauważyliśmy, że ściany tego tunelu pokryte były dziwacznemi rzeźbami, wyobrażającemi po największej części ludzi zbrojnych, jadących nawozach. Jeden, przedziwnie piękny, był obrazem walki jakiejś, której towarzyszył pochód jeńców uprowadzanych w dali.
— No, — powiedział sir Henryk, przyjrzawszy się bacznie tym wzorom starożytnej sztuki — można to nazywać gościńcem Salomona, ale mnie się widzi, że tu przed Salomonem byli Egipcyanie, bo te roboty są bezwarunkowo ich dziełem.
W połowie dnia znajdowaliśmy się już w bliskości lasów. Najpierw napotkaliśmy zrzadka rosnące krzaki, które coraz gęstszemi się stawały, aż nareszcie droga wkroczyła w głąb gaju, zarosłego srebrnolistnemi drzewami, podobnemi do tych, które oglądać można na pochyłościach gó-