Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/116

Ta strona została przepisana.

Ciekawość zwyciężyła jednak obawę i dzicy przybliżyli się znowu. Zdawało się, ze zapomnieli o uprzejmym zamiarze uśmiercenia nas.
— Co to — znaczy o cudzoziemcy? — uroczyście zapytał przewodniczący im starzec, że ten człowiek, (wskazał na Gooda, który miał na sobie tylko flanelową koszulę i ogolony był do połowy twarzy), którego bladz twarz do połowy tylko jest zarosła włosem, którego ciało jest odziane a nogi gołe, w głowie jego świeci jedno tylko błyszczące i przezroczyste oko, ma zęby, które się same ruszają, wkładają do ust i wyjmują.
— Otwórz usta! — powiedziałem do Gooda. Natychmiast wypełniając żądanie, wykrzywił twarz na starego, pokazując dwie linie czerwonych, wszelkiego śladu zębów pozbawionych dziąseł. Spektatorowie oniemieli.
Odwracając głowę z wyrazem niewysłowionej pogardy, Good przesunął ręką po ustach, poczem roześmiał mu się w oczy, błyskając dwoma rzędami prześlicznych białych zębów.
Chłopak, który rzucił na niego nożem padł na ziemię, wydając okrzyki przerażenia, staremu zaś trzęsły się ze strachu kolana. — Widzę, że jesteście duchami — mówił jąkając się. Czyżby człowiek urodzony mógł mieć włosy na jednej stronie twarzy, a nie mieć ich na drugiej, albo takie okrągłe i przezroczyste oko,