Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/121

Ta strona została przepisana.

chu nieprzyjaciół, ucznia Czarnej Mądrości, wodza stu tysięcy wojowników, — Twali Jedno-Okiego, Czarnego, Srogiego.
— Tak, tak — powiedziałem lekceważąco, prowadź nas więc do Twali.
— Dobrze mój władco, zaprowadzimy was, ale droga jest daleka. Trzy dni temu opuściliśmy mieszkanie króla idąc na polowanie. Bądźcie jednak cierpliwi, zaprowadzimy was do niego.
— Dobrze — odpowiedziałem niedbale — mamy dosyć czasu, śmierć nas nie goni, więc w drogę idziemy z wami. Ale biada wam, o Infadoosie i Skraggo, gdyby w nikczemnych waszych mózgach myśl zdrady powstać miała. Przed nami nic się nie ukryje, a zemsta nasza przyjdzie szybko jak piorun. Zginiecie marnie; przezroczyste oko tego, którego nogi są gołe, a twarz do połowy włosem zarosła, ścigać was będzie, znikające jego zęby kąsać was będą, was i dzieci żon waszych, a czarodziejska tuba głośno do was gadać będzie. Strzeżcie się!
Moje pompatyczne słowa wywarły wrażenie, chociaż i bez nich dzicy mocno byli przeświadczeni o naszej potędze.
Stary Infadoos złożył mi ukłon głęboki szepcąc wyraz “Koom, koom”, którym jakem się później przekonał, pozdrawiali tylko królów, podobnie jak Zulusi, używający w takich okoliczno-