Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/128

Ta strona została przepisana.

sła jej jeść. Przed wschodem słońca zabrawszy swego chłopca poszła w góry, gdzie musiała zginąć, bo od owego czasu nikt nie widział ani jej, ani jej syna.
— Ale gdyby to dziecko żyło, toby było prawym królem Kukuanasów?
— A tak mój wodzu. Święty znak węża jest na jego ciele, więc jeśli żyje, jest królem, ale niestety, umarł już pewnie oddawna.
— Patrz wodzu — i ukazał mi na płaszczyźnie leżącej poniżej wielkie zbiorowisko chat otoczonych wałem, dookoła którego biegł rów głęboki — oto jest kraal, w którym poraz ostatni widziano żonę Imoty z synem jego Ignosim. Tam i my spać będziemy dzisiejszej nocy, jeżeli — dodał z wątpliwością w głosie — wy, mężowie z gwiazdy sypiacie na ziemi.
— Ponieważ przyszliśmy do Kukuanasów, przyjacielu Infadoosie, więc to samo robić będziemy co i oni — odpowiedziałem z powagą, przyczem odwróciłem się nagle, chcąc powiedzieć parę słów kapitanowi, który postępował z tyłu kwaśny, milczący i całkiem zajęty przytrzymywaniem swojej flanelowej koszuli, powiewającej z każdym podmuchem wieczornego wiatru. Tymczasem zamiast Gooda znalazłem się twarz w twarz z Umbopą, który szedł za mną, przysłuchując się z wielkiem zajęciem mojej rozmowie z Infadoosem,