Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/133

Ta strona została przepisana.

— Wejdźcie synowie gwiazdy — powiedział pompatycznym tonem — i raczcie spocząć chwilę w naszych skromnych domostwach. Przyniosą wam pożywienie ażebyście z głodu pasów zacieśniać nie potrzebowali: trochę mleka, miodu, dwóch wołów i kilka baranów; — nie wiele to wprawdzie, ale coś zawsze znaczy.
— Dobrze Infadoosie, — powiedziałem — zmorzyła nas podróż przez nadpowietrzne państwo, więc spoczniemy teraz.
Poczem weszliśmy do chaty, w której znaleźliśmy wszystko przygotowane dla naszej wygody, skóry rozesłane do spoczynku i wodę przyrządzoną do umycia.
Z zewnątrz tymczasem dobiegały nas okrzyki i przez drzwi otwarte zobaczyliśmy szereg dziewcząt idących z mlekiem, pieczonemi plackami i garnkiem miodu; za nimi kilku chłopców pędziło białego wołu. Przyjęliśmy wszystkie te podarunki, a jeden z chłopców wyjmując nóż z za paska poderżnął gardło wołowi. Nie upłynęło dziesięć minut a wół był już ze skóry odarty i poćwiartowany. Najlepsze części mięsa przeznaczono na nasz użytek, resztę zaś w imieniu wszystkich ofiarowałem otaczającym wojownikom, którzy rozebrali ją między sobą jako dar „białych ludzi.“
Umbopa przy pomocy bardzo przystojnej