Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/143

Ta strona została przepisana.

twarzy, lewej bowiem, na której wyrosły już porządne faworyty, nie pozwoliliśmy mu dotknąć, sami zaś poprzestaliśmy na gruntownem wymyciu i uczesaniu. Złote loki sir Henryka spadały mu już prawie na ramię, czyniąc go całkiem podobnym do starożytnego Duńczyka, a moja szpakowata szczotka na cal się przedłużyła.
Kiedyśmy zjedli śniadanie i wypalili lulki, przybył sam Infadoos w charakterze posła od Twali, zawiadamiając, iż król gotów był nas przyjąć, jeżelibyśmy chcieli pójść do niego.
Odpowiedzieliśmy, że trochę później, po południu nie omieszkamy stawić się przed jego królewską mością, ale teraz jeszcze jesteśmy naszą podróżą zmęczeni. Lepiej jest zawsze, mając do czynienia z nieucywilizowanymi ludźmi, nie okazywać zbytniego pośpiechu, skłonni są bowiem prostą grzeczność uważać za obawę lub uniżoność. Więc też, pomimo iż nie mniej byliśmy ciekawi widzieć Twalę jak Twala nas, poczekaliśmy jeszcze z godzinkę, zanim zdecydowaliśmy się stanąć przed nim. A tymczasem wybraliśmy kilka podarunków, które zamierzaliśmy ofiarować jego królewskiej mości: przedewszystkiem strzelbę dla niego samego, a dla jego żon i dworaków naszyjniki z paciórek. Te, któreśmy dali Infadoosowi i Skradze, sprawiły im taką uciechę, iż nie wątpiliśmy spotkać się z ogólnem pod