Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/147

Ta strona została przepisana.

przepyszną skórą tygrysią, a za nim ukazał się Skragga i jak nam się w pierwszej chwili wydawało, jakaś pomarszczona wychudła małpa, odziana płaszczem futrzanym. Mężczyzna siadł na stołku, Skragga stanął za nim, a małpa wlokąc się na czworakach poszła ukucnąć w cieniu chaty.
Milczenia jednak nikt nie przerywał.
Po chwili mężczyzna podniósł się, zrzucił z ramion tygrysie okrycie i stanął przed nami w groźnej postawie. Był to człowiek olbrzymiej budowy i dziwnie wstrętnego oblicza. Usta miał tak grube, jak u murzyna, nos spłaszczony, jedno czarne błyszczące oko (po drugiem tylko puste w twarzy pozostało miejsce) a wyraz okrutny i zmysłowy. Na szczycie wielkiej jego głowy chwiało się przepyszne białe pióro, piersi okrywała koszulka stalowa, a w pasie i nad prawem kolanem ściągnięty był zwykłą przepaską z ogona białego wołu. W prawem ręku dzierzył ogromną włócznię, szyję otaczał gruby naszyjnik ze złota, a nad czołem połyskiwał wielki nieszlifowany dyament.
Wciąż jednak milczeliśmy jeszcze.
Wreszcie nowoprzybyły, w którym słusznie domyślaliśmy się króla, podniósł swoją wielką włócznię. W jednej chwili ośm tysięcy włóczni zabłysło w powietrzu i z tyluż piersi wybiegł o-