Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/150

Ta strona została przepisana.

— Siadaj pan, na miłość Boską — prosiłem — tu idzie o życie nasze.
Uległ i usiadł usiłując zachować spokój.
Twala siedział też w milczeniu, dopóki ślady krwi nie zostały zniszczone, wówczas zwrócił się do nas.
— Bądźcie pozdrowieni ludzie biali, którzyście tu przyszli nie wiem zkąd i poco?
— Bądź pozdrowiony Twalo, królu Kukuanasów — odpowiedziałem.
— Zkądeście przyszli, ludzie biali, i czego szukacie?
— Przybywamy z gwiazd, a chcemy zobaczyć ten kraj.
— Z daleka przychodzicie, ażeby ogladać rzecz małą. A ten człowiek — dodał wskazując na Umbopę — czy także z gwiazd pochodzi?
— A także; są tam ludzie takiej jak i ty skóry. Ale nie pytaj o rzeczy, o których wiedzieć ci się nie godzi, królu Twalo!
— Mocnym głosem mówicie, wy ludzie z gwiazdy — odpowiedział Twala, a ton jego nie bardzo mi się podobał. — Ale pamiętajcie, że gwiazdy są daleko, a wy w mojej mocy. Gdybym wam uczynił tak jako temu, którego dopiero co wynieśli, hę?
Zaśmiałem się głośno, chociaż do śmiechu najmniejszej nie miałem ochoty.