Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/151

Ta strona została przepisana.

— Bądź ostrożnym, o królu — powiedziałem — chodź uważnie po rozpalonych kamieniach, albowiem poparzysz sobie nogi, a włócznię trzymaj mocno w ręku, aby ci nie skaleczyła dłoni. Gdybyś się dotknął jednego włosa z naszej głowy, zginąłbyś marnie, jak to? — zawołałem wskazując na Infadoosa i Skraggę, który oczyszczał włócznię swoją z krwi zabitego żołnierza — ci nie powiedzieli ci jeszcze, jacy my ludzie jesteśmy? Widziałeś kiedy podobnych nam? — i pokazałem mu Gooda, przeświadczony, iż tak wyglądającego jak on nie mógł był widzieć.
— To prawda, nie widziałem — odpowiedział król.
— Czyż oni tobie nie mówili, że my śmierć zadajemy z bardzo daleka?
— Mówili mi, ale ja nie wierzę temu. Pokażcie mi, jak zabijacie. Zabijcie którego z tych ludzi, którzy tam stoją — dodał wskazując na odleglejszy punkt kraalu — a uwierzę wam.
— Nie — odpowiedziałem — my ludzi nie zabijamy, chyba za karę, ale jeżeli pragniesz widzieć, każ sługom twoim wpędzić wołu przez bramę kraalu, a zanim ujdzie dwadzieścia kroków padnie martwym.
— Nie — zaśmiał się król — zabij człowieka a uwierzę.