— Dobrze królu — odpowiedziałem zimno — niech tak będzie; idź więc tym placem, a zanim nogi twoje u bramy staną, umrzesz; albo jeżeli ty nie chcesz, to poślij twojego syna Skraggę.
Skragga, usłyszawszy moją propozycyę, skoczył wrzeszcząc i skrył się wewnątrz chaty.
Twala zmarszczył się niezadowolniony.
— Niech wypędzą młodego wołu — powiedział.
Dwóch ludzi oddaliło się szybkim biegiem.
— Dalej, sir Henryku — odezwałem się do swoich — strzelaj pan. Niech ten łotr zobaczy, że nietylko ja jestem czarownikiem.
Sir Henryk wziął strzelbę i stanął gotowy do strzału
— Mam nadzieję, że nie chybię — powiedział.
— Nie możesz pan — odrzekłem. — Jeżeli nie trafisz za pierwszym strzałem, daj drugi. Mierz na odległość 150 yardów i czekaj, aż bokiem zwróci się do nas.
Nastąpiła chwila milczącego oczekiwania, wreszcie ukazał się wół pędzony prosto do bram kraalu. Wpadł wewnątrz ogrodzenia, a ujrzawszy taki tłum ludzi, zatrzymał się ogłupiały, potem zawrócił i zaczął ryczeć.
— Teraz — szepnąłem.
Sir Henryk podniósł strzelbę. Bum! bum!
Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/152
Ta strona została przepisana.