Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/154

Ta strona została przepisana.

Ostrzegam cię tylko, abyś nie posługiwał się czarami z gwiazd przeciwko ludziom tej ziemi.
Wziął strzelbę bardzo nieśmiało i położył ją przy sobie. W tejże chwili małpie stworzenie wypełzło z cieniów chaty, czołgając się podeszło do stóp królewskich, a odrzucając futrzane okrycie, odsłoniło oblicze przerażające i niezwykłego wyrazu. Była to twarz kobiety starej tak skurczona i ściągnięta i pomarszczona, że nie wydawała się większą nad twarz jednorocznego dziecka. W pośród zmarszczek rysowało się poprzeczne przecięcie, mające przedstawiać usta, pod któremi w łuk zgięty sterczał podbródek. Nosa prawie wcale widać nie było, a cała twarz podobną była do mumii wysuszonego na słońcu trupa, gdyby nie wielkie czarne oczy pełne inteligencyi, świecące z pod brwi białych jak śnieg. Na czaszce żółtej jak pargamin nie pozostało ani jednego włosa, tylko skóra zwisła i pomarszczona poruszała się jak kapturek kobuza.
Przeszedł nas dreszcz mimowolny na widok tej wstrętnej i strasznej twarzy.
Chwilę stała nieruchomo, a potem wyciągając nagle kościstą rękę, której palce zakończone były paznogciami na cal długiemi, położyła ją na ramieniu Twali i zaczęła mówić cienkim piskliwym głosem.
— Słuchaj, królu! Słuchajcie ludzie! Słu-