Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/155

Ta strona została przepisana.

chajcie góry, równiny i rzeki! Słuchajcie niebiosa i słońce, deszcze, mgły i burze! Słuchajcie wszystkie rzeczy, które dziś żywe jesteście, ale umrzeć musicie i te które już umarły, ażeby znowu do życia powrócić — i znowu umrzeć. Słuchajcie, duch żywota wstąpił we mnie i będę prorokować! prorokować! prorokować!
Ostatnim wyrazom towarzyszył cichy jęk, który echem przerażenia odbił się o serca wszystkich obecnych, nie wyjmując nas samych.
— Krew! krew! krew! rzeka krwi, krew wszędzie! Widzę ją, czuję; deszczem czerwonym spada na ziemię, spada z nieba!
Kroki słychać, kroki! człowieka białego, przybywającego z daleka. Drży ziemia, lęka się swojego pana.
Lwy pić będą krew świeżą, sępy kąpać w niej skrzydła swoje i krakać radośnie.
Ja jestem stara, stara! Widziałam dużo krwi, ha, ha! ale nim umrę, zobaczę jeszcze więcej i uraduję się. Wiecież wy, jaka ja stara? Znali mnie wasi ojcowie, dziadowie i pradziadowie! Ja widziałam człowieka białego i wiem, czego on pragnie. Stara jestem, ale te góry starsze odemnie. Kto zrobił wielki gościniec? Kto obrazki popisał na ścianie skały? Kto wzniósł te trzy w milczeniu ztamtąd na nas pa-