Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/157

Ta strona została przepisana.

Ja myślę, że ciebie znam i czuję krew, która w tobie płynie. Zdejmij pas!....
Tu rysy jej wykrzywiły się dziwnie, upadła na ziemię w ataku epileptycznym i zaniesiono ją do chaty.
Król podniósł się drżący i skinął ręką. Na ten znak pułki ruszyły z miejsca i jeden za drugim opuszczały plac. Po upływie dziesięciu minut oprócz nas, króla i kilku jeszcze najbliższych nie było tam już nikogo.
— Biali ludzie — odezwał się król — należałoby was zabić. Gagoola straszne wyrzekła słowa. Cóż wy na to?
Roześmiałem się.
— Królu, ostrożnie — powiedziałem. — Nie tak łatwo nas zabić. Widziałeś co spotkało twego wołu: czy pragniesz podobnego losu?
— Nie dobrze jest grozić królowi — powiedział marszcząc się.
— My nie grozimy, my mówimy jako jest. Spróbuj nas zabić, a przekonasz się.
Olbrzym przyłożył rękę do czoła.
— Idźcie w pokoju — wyrzekł nakoniec. — Dzisiejszej nocy będzie miał miejsce wielki taniec. Przyjdźcie a nie obawiajcie się zdrady. Jutro pomyślę, co mi działać wypadnie.
— Dobrze, królu — poczem podnieśliśmy się i opuścili kraal w towarzystwie Infadoosa.