Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/162

Ta strona została przepisana.

podniósł się i zbliżając do Umbopy, klęknął przed nim i wiął go za rękę.
— Ignosi, prawy królu Kukuanasów, oto składam moje ręce w twoje i przysięgam ci wierność do śmierci. Kiedy ty byłeś niemowlęciem, huśtałem cię na kolanie, a dziś stare moje ramię walczyć będzie za wolność i za ciebie.
— Dobrze Infadoosie, jeżeli zwyciężę, będziesz po królu najpierwszym w tej ziemi, jeżeli przegram, czeka cię śmierć tylko, która i tak niedaleką jest od ciebie. Powstań, mój stryju!
— A wy, ludzie biali, chcecież mi pomódz? Cóż wam ofiarować? Białe kamienie, których weźmiecie tyle, ile unieść ztąd zdołacie, jeżeli zwyciężę i odszukać ich zdołam. Czy to wam wystarczy?
Przetłomaczyłem jego słowa.
— Powiedz mu — przerwał mu sir Henryk — że Anglik życia swego nie sprzedaje, chociaż bogactwem nie gardzi. Ale co do mnie, ponieważ zawsze lubiłem Umbopę, w tej sprawie o ile to jest w mojej mocy, stać będę po jego stronie. Przyjemnie mi także będzie rozprawić się z tym szatanem Twalą. Cóż ty na to, kapitanie i ty Quatermain?
— Ha, — odpowiedział Good — mówiąc pod przenośnią, w której wszyscy ci ludzie zdają się lubować — powiedz mu, że od bójki ciepło