Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/168

Ta strona została przepisana.

Sir Henryk wzdrygnął się, a Good oświadczył głośno, że pragnąłby bardzo umknąć ztąd jak najprędzej.
— Powiedz mi — zapytałem Infadoosa — czy nam grozi niebezpieczeństwo?
— Nie wiem, panie, mam nadzieję, że nie, ale nadewszystko nie okazujcie obawy. Jeżeli przeżyjemy dzisiejszą noc, wszystko może się dobrze skończyć. Wojsko szemrze przeciwko królowi.
W tej właśnie chwili, przesunąwszy się między szeregami zbliżyliśmy się do miejsca, gdzie stały przygotowane dla nas stołki. Jednocześnie ujrzeliśmy przybywający od przeciwnej strony orszak królewski.
— Oto król Twala, jego syn Skragga, stara Gagoola, a z nimi ci, którzy zabijają — i pokazał mi gromadkę olbrzymiego wzrostu dziko wyglądających ludzi, uzbrojonych we włócznie i niosących ciężkie maczugi.
Król siadł pośrodku, Gagoola ukucnęła u stóp jego, a towarzyszący im stanęli poza królewskimi plecami.
— Pozdrowienie białym ludziom — zawołał ujrzawszy nas zbliżających się — siadajcie, nie traćmy drogiego czasu, noc jest za krótka na to wszystko, co ma się wykonać. Przybywacie w dobrą chwilę i ujrzycie wspaniały widok. Patrz-