Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/173

Ta strona została przepisana.

Oprawcy schwycili biednego skazańca i zanim słowo wypowiedzianem zostało, rozkaz spełnili. Za tym pierwszym poszedł drugi, trzeci i dziesiąty, a król Twala siedział spokojnie licząc głośno padające trupy.
Napróżno przejęci zgrozą, niezdolni pohamować oburzenia, usiłowaliśmy przemówić za nieszczęśliwymi.
— Pozwólcie spełnić się prawu — odpowiedział nam groźnie. — To są złoczyńcy, czarownicy, śmierć im się należy.
Około północy nastąpiła pauza. Wiedźmy znużone widocznie swoją krwawą robotą, zebrały się znowu w jednę gromadkę. Sądziliśmy, że przedstawieniu będzie już koniec. Ale nie, ku zdumieniu nas wszystkich stara Gagoola podniosła się i opierając się na kiju zawlokła się na plac przed wojskiem. Niezwykły to był widok tej starej, wiekiem w pół zgiętej kobiety, wstrętnej ruiny człowieka, jak ożywiając się stopniowo poruszała się z szybkością sił młodych. Z zapadłych jej piersi wydobywały się dźwięki do śpiewu podobne. Nagle ucichła i skokiem tygrysicy znalazła się u boku wysokiego wojownika, stojącego na czele żołnierzy i dotknęła go. Głos do jęku podobny przebiegł szeregi, którym widocznie przewodził, ale pomimo to dwóch najbliżej stojących chwyciło go za ramiona i poprowa-