Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/185

Ta strona została przepisana.

cucha górskiego — i wskazał na trzy skały dziwnego kształtu, sterczące w miejscu, gdzie według wszelkiego prawdopodobieństwa kończyć się musiał gościniec Saloomona. — Wówczas to zagaście słońce i ocalcie dziewczynę, a lud wam uwierzy.
— Zaiste — rzekł stary wódz, ciągle się uśmiechając jeszcze — ludzie uwierzą wam niezawodnie.
— O dwie mile od Loo — ciągnął dalej Infadoos — biegnie wzgórze w półksiężyc wycięte. Jest to miejsce bardzo obronne, w kórem mój pułk i te, które zostają pod wodzą tych ludzi, stoją załogą. Dzisiejszego ranka spróbujemy posłać tam także ze trzy jeszcze. A jeśli słońce zagaśnie, w ciemności weźmiemy was za ręce i wyprowadzimy z Loo do tego schronienia, gdzie będziecie bezpieczni i zkąd wydamy wojnę królowi Twali.
— Dobrze — odpowiedziałem. — Teraz zostaw nas, żebyśmy się przespali i przygotowali nasze czary.
Infadoos powstał i pożegnawszy nas oddalił się z wodzami.
— Moi przyjaciele — zapytał nas Umbopa, skoro się tamci oddalili — możecież wy naprawdę dotrzymać tego, coście obiecali, czy też puste wyrzekliście słowa do tych ludzi?