Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/189

Ta strona została przepisana.

sze nie będą was się prosić. Bywajcie pozdrowieni raz jeszcze i ty czarny także. Gdyby się było stało po woli starej Gagooli, poszedłbyś sztywny i zimny z innymi hyenom na pożarcie. Szczęście twoje, że i ty także z gwiazdy pochodzisz; ha, ha, ha!
— Nie wiadomo, o królu, czy siła moja nie okazałaby się mocniejszą od twojej — spokojnie odpowiedział Ignosi — a i ciało twoje może zesztywnieć, zanim się moje ugnie.
Twala poruszył się zdumiony.
— Śmiałe mówisz słowa — odrzekł gniewnie — nie ufaj wszakże zbytnio.
— Nie trudno być śmiałym temu, w czyich ustach mieszka prawda. Prawda, to włócznia ostra, której uderzenie nigdy nie chybi. Słowa te z gwiazd ci przynoszę, o królu!
Straszne jedyne oko Twali zabłysło ponurym ogniem złości tłumionej, nic jednak nie odpowiedział.
— Niech zaczynają taniec! — rozkazał i w następnej minucie gromady dziewcząt, strojnych w kwiaty i uszykowanych szeregami, zanuciły śpiew dźwięczny, poruszając się w takt melodyi i powiewając delikatnemi liśćmi palm i białemi kwiatami.
Zwolna wir tańca ogarnął wszystkie. Biegły naprzód, to się w tył cofały, to w miejscu o-