Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/192

Ta strona została przepisana.

schwytały ją wprędce i opierającą się, łzami zalaną, przyprowadziły przed króla.
— Jak ci na imię, dziewczyno? — zapiszczała Gagoola. — Czemu nie odpowiadasz? Czy syn królewski ma się z tobą rozprawić natychmiast?
Skragga z okrutnym na ustach uśmiechem i z wilczem w oczach spojrzeniem przybliżył się i podniósł włócznię. Jednocześnie ręka Gooda schwyciła tkwiący za pasem rewolwer. Ruch ten i zimny połysk stali musiały ściągnąć uwagę dziewczyny, bo stała się cokolwiek spokojniejszą. Przestała wyrywać się i szamotać i tylko z załamanemi rozpaczliwie rękami stała, drżąc na całem ciele.
— No, teraz, kiedyś się już uspokoiła, powiedz nam twoje imię, moje dziecko. Mów, a nie lękaj się niczego — szydziła Gagoola.
— O matko! — wyrzekła biedna dziewczyna drżącym głosem — na imię mi Falata. Ale dla czegóż ja mam umierać, przecież nie uczyniłam nic złego?
— Pociesz się — mówiła stara z okrutnem szyderstwem. — Musisz wprawdzie umrzeć, ale poświęcona będziesz na ofiarę tym trzem, które tam siedzą — i wskazała w stronę gór. Lepiej jest przecie zasypiać w ciemnościach, niż praco-