Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/195

Wystąpił problem z korektą tej strony.

wać przy świetle dziennem, lepiej umrzeć niż żyć, a ty przecie zginiesz z ręki królewskiej. Biedna Falata, rozpaczliwie łamiąc ręce, za¬ wodziła głośno: — O wy okrutni! mnie tak młodą! Cóżem zawiniła, że nie mam więcej oglądać słońca wy¬ pływającego z ciemności nocnych, ani gwiazd podążających jego szlakiem, zbierać kwiatów ranną obciążonych rosą, ani słuchać szumu we¬ sołych wód! Biada mi, która nie ujrzę więcej chaty mojego ojca, ani zaznam uścisku matki, a¬ ni chorego jagnięcia doglądać nie będę! Biada mi, biada!— i łamiąc ręce spoglądała w niebio¬ sa, a łzy gorące spłynęły jej po twarzy. Te łzy i ta rozpacz biednej dziewczyny nie wzruszyły jednak okrutnych serc tyranów. Ale Good, którego oburzenie dosięgło już najwyższej granicy, poruszył się, jakby chciał iść do niej. Dziewczyna to spostrzegła i z bystrością przyrodzoną kobietom odgadując, co się działo w jego umyśle, rzuciła mu się do stóp, obejmując rękami jego “piękne białe nogi”. — O biały ojcze z gwiazd! — wołała — rzuć na mnie płaszcz twojej opieki, pozwól mi ukryć się w cieniu twojej potęgi, ocal. O! ocal mnie od tych okrutnych ludzi i od strasznej Gagooii. — Dobrze, moje dziecko, będę czuwał nad tobą — odrzekł jej Good po angielsku — ale