Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/196

Ta strona została przepisana.

wstań i nie płacz — dodał pochylając się i podnosząc z ziemi.
Twala zwrócił się do syna i dał mu znak ręką. Skragga postąpił naprzód.
— Teraz pora — szepnął mi sir Henryk — na cóż jeszcze czekasz?
— Czekam na zaćmienie — odpowiedziałem — od pół godziny spoglądam już na słońce i nigdy nie widziałem go wyglądającego lepiej.
— W każdym razie milczeć już nie możesz, jeżeli nie chcesz, żeby zamordowano dziewczynę. Patrz, Twala się niecierpliwi.
Uznając słuszność słów sir Henryka, rzuciłem na słońce ostatnie rozpaczliwe spojrzenie i wystąpiłem naprzód, a stanąwszy pomiędzy włócznią Skraggi a ciałem dziewczyny, odezwałem się z całą powagą, na jaką się zdobyć mogłem.
— Królu, nie możemy pozwolić na spełnienie tego rozkazu. Każ dziewczynie oddalić się w spokoju.
Twala podniósł się z siedzenia w uniesieniu gniewu i podziwienia, a z szeregów otaczających nas dziewcząt i pomiędzy zgromadzonymi wodzami podniósł się szmer, wyrażający zdumienie.
— Nie możecie pozwolić, ty biały psie, który śmiesz szczekać na lwa w jego własnej jaskini! nie możecie pozwolić, tyś oszalał chyba! Strzeż się, aby los tego kurczęcia nie spotkał ciebie i