Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/206

Ta strona została przepisana.

pnego dnia mogło mu przyjść jeszcze z pięć tysięcy na pomoc. Możliwem także było przejście któregokolwiek z jego oddziałów na naszą stronę, ale na to bardzo liczyć nie należało. Tymczasem nie można było wątpić, że przygotowywano się do złamania nas. Silne patrole zbrojnych ludzi krążyły u stóp pagórka i nie brakowało też innych oznak gotującego się ataku.
Infadoos i inni wodzowie utrzymywali jednak, że ataku przed nocą nie należało się obawiać, gdyż przedewszystkiem Twala zajmie się złagodzeniem wrażenia, wywołanego w wojsku przez zaćmienie słońca, a pierwsze kroki wojenne do jutra odłoży. Tak się też stało, jak przepowiadali.
Myśmy tymczasem zajęli się także wzmocnieniem naszych pozycyi. Kto żyw, zabrał się do roboty i w przeciągu dwóch godzin pozostających jeszcze do zachodu słońca dokonaliśmy cudów. Ścieżki prowadzące na wzgórza, będące raczej stacyą zdrowotną niż fortecą, bo tu zwykle wysyłano pułki, wyczerpane służbą w jakim niezdrowym zakątku kraju, zostały starannie zawalone kamieniami i uczynione niedostępnemi. Stosy głazów nagromadzono w różnych miejscach, ażeby zrzucać je na wdzierającego się nieprzyjaciela; oddziałom wyznaczono stanowiska i poczyniono wszystko, co tylko zrobić się dało.