Przed samym zachodem słońca ujrzeliśmy mały oddział, zbliżający się do nas od strony miasta, na czele jego szedł człowiek niosący w ręku liść palmowy na znak, że przybywał jako parlamentarz.
Ignosi, Infadoos, kilku wodzów i my zeszliśmy na dół na jego spotkanie. Poseł wyglądał dzielnie, a na ramionach miał zawieszoną skórę lamparcią.
— Pozdrowienie — zawołał, zatrzymując się, pozdrowienie przynoszę od króla dla tych, którzy bezbożną wzniecają przeciw niemu wojnę; pozdrowienie lwa dla szakali, skowyczących u nóg jego.
— Mów — zawołałem.
— Oto są słowa królewskie: Zdajcie się na jego łaskę, zanim straszniejszego nie doznacie losu. Już bowiem wyrwano łopatkę czarnemu wołowi, którego skrwawionego król pędzi dokoła obozu.[1]
— Na jakich warunkach? — zapytałem przez ciekawość.
— Warunki jego są bardzo łagodne, godne tak wielkiego króla. Tak mówi Twala jednooki, potężny, małżonek tysiąca żon, pan Kukuanasów, stróż wielkiego gościńca, ukochany przez
- ↑ Ten zwyczaj okrutny rozpowszechniony jest wśród wszystkich niemal plemion południowej Afryki, powtarza się przed każdą wojną lub jakiem ważniejszym publicznym wypadkiem.