Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/217

Ta strona została przepisana.

splątane szyki cofały się i następowały, uderzając na siebie zajadle, aż sir Henryk, który zdala przypatrywał się tej walce rozpacznej, rzucił się w ogień bitwy, nie mogąc ustać dłużej spokojnie. Good poszedł za nim, ja zostałem na swojem miejscu.
Żołnierze ujrzawszy wśród siebie ognistą postać baroneta, przywitali go grzmiącym okrzykiem:
— Nanzia Incubu! (oto jest słoń) Chielć! Chielć!
W tej chwili zdecydował się los walki. Z niezaprzeczonem męztwem walczący królewscy wojownicy zepchnięci zostali ze wzgórza i odparci aż do pierwszych szeregów, stojącej w odwodzie rezerwy. Jednocześnie przybył wysłaniec z wieścią, że i na lewem skrzydle nacierający zostali odepchnięci. Uradowany wyobrażałem już sobie, że przynajmniej jak na teraz wszystko było skończone, kiedy niestety ku wielkiemu naszemu przerażeniu, prawe skrzydło pod naciskiem chmarą następujących przeciwników zaczęło się chwiać i cofać.
Ignosi, który właśnie stał obok mnie, w jednej chwili zrozumiał cały ogrom niebezpieczeństwa i pośpieszne zaczął wydawać rozkazy. Teraz wystąpił, w odwodzie dotąd trzymany pułk Szarych.