Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/219

Ta strona została przepisana.

dwa tysiące zabitych i rannych, oni ze trzy mają pewnie. Patrz co za widok! — i wskazał mi długą linię ludzi idących czwórkami. Każda z tych czwórek niosła pośrodku nosze zrobione ze skóry, opatrzone po rogach klapami do trzymania, a na noszach leżeli ranni. Jeżeli rany nie były śmiertelne, lekarze, których znajdowało się dziesięciu przy każdym pułku, opatrywali je z nadzwyczajną starannością, ale śmiertelnie ranionym i skrócali męczarnie długiego konania, przecinając ostrym nożem arteryę tak zręcznie i szybko, że umierający często nawet o tem nie wiedział. Po dwóch minutach przychodziła śmierć cicha, bezbolesna, do snu podobna, która w wielu razach prawdziwem była miłosierdziem.
Uciekając od tego okropnego widoku, dążyłem do głównej kwatery, gdzie już zastałem sir Henryka, Ignosiego, Infadoosa i kilku jeszcze wodzów, naradzających się głęboko.
— Chwała Bogu, że przychodzisz Quatermainie — zawołał sir Henryk. — Nie mogę dobrze pojąć, czego chce Ignosi. Podobno Twala otrzymał posiłki i zamierza teraz otoczyć nas i głodem zamorzyć.
— To niewesoła perspektywa.
— A nie; tembardziej, że jak Infadoos utrzymuje wody już zabrakło.
— Tak — rzekł Infadoos — zapas wody w