Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/222

Ta strona została przepisana.

nowiło. Uderzę dziś na Twalę, na szalę rzucę losy moje, życie moje i wasze. Słuchajcie! Widzicie to wzgórze, jak pół księżyca wykrojone i ten kawałek łąki objęty jego rogami?
— Widzimy — odpowiedzieliśmy.
— Dobrze. Teraz mamy południe, ludzie odpoczywają i posilają się. Ale jak słońce obniży się trochę w stronę ciemności, ty mój stryju z pułkiem twoim pójdziesz zająć ten okrawek zielonej równiny miedzy rogami. Twala, skoro tam zobaczy, rzuci na ciebie wszystkie swoje siły, ażeby cię zgnieść, ale ponieważ miejsca jest niewiele, więcej jak jednego pułku naraz nie będzie stawiał do walki, a oczy całego wojska Twali będą na was zwrócone. Towarzyszyć ci będzie, stryju, mój przyjaciel Inkubu, aby widok jego ostudził odwagę Twali. Za tobą stanę ja z drugim pułkiem, żeby w razie gdyby was złamali, pozostało jeszcze walczyć komu; ze mną pójdzie mądry Makumazahu.
— Dobrze, o królu — odpowiedział Infadoos z takim spokojem, jak gdyby nie znajdował się wobec możliwości zupełnej zagłady. Zaiste dziwni to ludzie ci Kakuanasi. Śmierć nie przeraża ich zupełnie, jeżeli idzie o spełnienie obowiązku.
— Podczas kiedy uwaga całego wojska Twali zwrócona będzie na walkę z wami — ciągnął