Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/227

Ta strona została przepisana.

zując Ignosiego — idźcie walczyć i umierać za niego! Przekleństwo i wieczna hańba temu, kto się cofa przed spełnieniem obowiązku, przed nieprzyjacielem ucieka! Oto wasz król, wojownicy! ten któremu zaprzysięgaliście wiernie służyć, jako walecznym mężom przystoi! Oddajcie cześć świętemu mężowi i naprzód! ruszajcie! Inkubu i ja pokażemy wam drogę do serca Twali.
Nastąpiła chwila ciszy wśród której ze ściśniętych szeregów przed nami podniósł się szmer, do szumu dalekiego morza podobny, a spowodowany lekkiem uderzniem sześciu tysięcy włóczni o tarcze wojowników. Szmer ten powoli rósł i potężniał, aż rozległ się donośnie, jak grzmot długiem echem, odbijając się o góry, rozpływając się falami dźwięków w powietrzu i ginąc w przestrzeni cichym szeptem, podobnym do westchnienia. Nagle z tysiąca gardzieli głośny jak grom wybiegł okrzyk „Koom!“
Ignosi mógł w tej chwili czuć się dumnym, bo żadnego z cezarów rzymskich takim okrzykiem nie żegnali na śmierć idący gladyatorowie. Podniósł w górę swój topór na znak podziękowania i w tejże chwili pułk sformowawszy się w trzy liniowe szeregi ruszył z miejsca. Kiedy ostatni szereg oddalił się na jakie pięćset yardów, Ignosi stanął na czele pułku Bawołów, uszykowanego podobnie jak pierwszy i dał rozkaz do marszu.