Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/233

Ta strona została przepisana.

puszczonej przez odpływające morze. Dokoła nas walały się stosy ciał martwych, rozlegały się jęki rannych i konających.
Z tak licznego niegdyś i świetnego pułku Szarych, pozostało tylko dziewięćdziesięciu pięciu ludzi i do nich w te słowa przemówił Infadoos także ranny w ramię.
— Zaszczytnie podtrzymaliście dziś sławę naszego pułku i wnuki waszych wnuków o walce tej wspominać jeszcze będą — a zwracając się do sir Henryka i ściskając mu rękę dodał z prostotą: — Wielkim jesteś mężem, Inkubo. Ja życie spędziłem wśród wojowników, a waleczniejszego od ciebie nie widziałem.
W tej chwili mijał nas oddział Bawołów, kierując się w stronę Loo; przyniesiono nam od Ignosiego wezwanie do połączenia się z nimi. Infadoos, odkomenderowawszy swoich żołnierzy do zbierania rannych, udał się także z sir Henrykiem i ze mną. Ignosi dążył do miasta, ażeby przeszkodzić ucieczce Twali. Zaledwie uszliśmy kawałek drogi, ujrzeliśmy Gooda, siedzącego na wzgórzu w odległości stu kroków; obok niego leżało ciało zabitego.
— Musi być raniony! — zawołał sir Henryk niespokojnie. Zaledwie to powiedział, stała się nagle rzecz niesłychana. Zabity żołnierz kukuanański, albo raczej ten, któregośmy brali za nie-