Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/243

Ta strona została przepisana.

tak dawno że nikt jej inaczej jak starą nie widział. Ona to zawsze uczyła wszystkie wiedźmy i niegodziwością swoją dała się we znaki wszystkim.
— Ale wie i umie dużo — odpowiedziałem. — Łatwiej, Ignosi, wytępić wiedzę, niż zasiać ją.
— To prawda — odrzekł, zamyślając się. — Ona i tylko ona zna tajemnicę „Trzech Kamiennych“, siedzących tam, gdzie kończy się wielki gościniec i gdzie królów chowają.
— I gdzie są dyamenty — dodałem. — Nie zapominaj twojej obietnicy, Ignosi. Musisz nas zaprowadzić do kopalni, nawet gdyby ci przyszło darować życie Gagooli, by nam mogła wskazać drogę.
— Ja nie zapomniałem, Makumazahu, a nad tem, coś powiedział, pomyślę.
Po odejściu Ignosiego poszedłem do Gooda, który majaczył nieprzytomny. Wdzięczna Falata czuwała nad nim niestrudzona, ani w dzień ani w nocy nie odstępując chorego, spełniając swoje zadanie siostry miłosierdzia cicho, zręcznie i łagodnie. Pierwszej i drugiej nocy chcieliśmy podzielić z nią trudy czuwania, ale odmówiła nam niecierpliwie dowodząc, że nasza obecność draźniła chorego. Zostawiliśmy jej więc starania około naszego przyjaciela, którego bezustannie oganiała z much, dając mu do picia za całe le-