Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/245

Ta strona została przepisana.

Podsunąwszy się bliżej, przekonałem się, że Good nie umarł, ale zasnął, ściskając mocno w swej wychudłej białej ręce cienkie paluszki Falaty. Nastąpił więc kryzys i niebezpieczeństwo minęło. Spał tak ośmnaście godzin bez przerwy; a przez cały ten czas poczciwe dziewczę siedziało przy nim, bojąc się ruszyć, rękę wyciągnąć, by nie obudzić go. Co biedactwo przez ten czas wycierpieć musiało, można wnosić z tego, że gdy się chory nareszcie obudził, ona się podnieść nie mogła i trzeba ją było wziąć na ręce.
Od tej chwili zaczął już szybko powracać do zdrowia. Kiedy już był prawie zupełnie przyszedł do siebie, powiedział mu sir Henryk, ile zawdzięczał Falacie. Łzy zabłysły w jego poczciwych oczach, zawrócił się i poszedł prosto do chaty, gdzie Falata przygotowywała nam obiad, (wróciliśmy bowiem na stare leże) prowadząc mię z sobą jako tłomacza w razie, gdyby dziewczyna nie mogła go zrozumieć.
— Powiedz jej — rzekł — że zawdzięczam jej życie, i że nigdy nie zapomnę jej dobroci dla mnie.
Przetłomaczyłem.
Dziewczę zarumieniło się pomimo ciemnej skóry swojej i, zwracając się do niego pełnym wdzięku ruchem, odpowiedziała z prostotą: