Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/248

Ta strona została przepisana.

— Może być, że ztamtąd — odparł — dam ich wam tyle, ile zabrać będziecie mogli, jeśli naprawdę opuścić mnie zechcecie.
— Musimy najprzód odnaleźć tę izbę — powiedziałem.
— Jedna tylko Gagoola wie o niej.
— A jeżeli ona nie zechce powiedzieć?
— To umrze — odrzekł surowo — tylko dlatego darowałem jej życie. Niech wybiera — i zawoławszy posłańca wyprawił go do Gagooli z rozkazem stawienia się przed królem.
W kilka minut dwaj żołnierze przyprowadzili Gagoolę, która im idąc złorzeczyła.
— Puśćcie ją — zawołał król do nich.
Kiedy żołnierze cofnęli jej podporę swoich ramion, stara pomarszczona siadła na ziemi, podobna do masy bezkształtnej.
— Czego chcesz odemnie, Ignosi? — zapiszczała, obejmując nas wężowem spojrzeniem. Nie ośmielisz się mnie dotknąć, bo poznałbyś zaraz, co ja mogę.
— Twoje czary nie ocaliły Twali, stara wilczyco i mnie więc nie zaszkodzą — odpowiedział król. — Rozkazuję ci, abyś powiedziała, gdzie jest izba, w której znajdują się schowane te wielkie błyszczące kamienie.
— Ha! ha! — zaśmiała się — ja wiem tylko,