Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/250

Ta strona została przepisana.

wszystkiego; ha! ha! śmieje się patrząc na złe wyrastające pod słońce. On kocha tylko życie; ciepłe, gorące słońce i woniejące powietrze. Boi się zimna i ciemności, ha! ha! ha! — i stary gruchot trząsł się w ponurej wesołości swojej.
— Zaprzestań twojej niegodziwej mowy i odpowiadaj mi, — zawołał gniewnie Ignosi. — Czy pokażesz miejsce, gdzie się znajdują kamienie? tak czy nie? Jeżeli nie, umrzesz natychmiast — to powiedziawszy porwał włócznię i wzniósł ją nad babą.
— Nie pokażę. Nie zabijesz mnie, bo byłbyś przeklętym na wieki.
Ignosi powoli opuścił włócznię i ostrzem jej dotknął starej.
Z dzikim wrzaskiem porwała się na nogi, lecz upadła znowu zataczając się.
— Pokażę już, pokażę, tylko daruj mi życie, pozwól mi siedzieć w słońcu i mieć kawałek mięsa do ssania. Pokażę ci!
— Dobrze więc. Wiedziałem, że nauczę cię rozumu. Jutro pójdziesz tam z Infadoosem i moimi białymi braćmi. Ale pamiętaj, że jeżeli ich oszukasz, umrzesz. Powiedziałem.
— Nie oszukam, Ignosi; ja zawsze dotrzymywałam słowa, ha! ha! ha! Kiedyś białemu człowiekowi pokazywała to samo miejsce jedna kobieta i spotkało go tam wielkie nieszczęście —