Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/258

Ta strona została przepisana.

bój. — ja spełnię tylko rozkaz królewski. Słuchałam ja rozkazów wielu królów, aż w końcu oni mnie słuchać zaczęli. Ha! ha! Idę ja teraz po raz ostatni spojrzeć na ich twarze: Chodźcie, chodźcie, oto jest światło — mówiąc to wyciągnęła z pod swego futrzanego płaszcza naczynie napełnione olejem, w którem tkwił knot.
Nie zwlekając dłużej puściliśmy się za starą w głąb korytarza dość szerokiego, aby dwóch ludzi mogło iść obok siebie, ale tak ciemnego, żeśmy się kierowali jedynie za głosem Gagooli. Po nad głowami naszemi rozlegało się trzepotanie skrzydeł.
— Hola! a to co? — krzyknął Good — ktoś mię w twarz uderzył.
— Nietoperz — odpowiedziałem — idźmy.
Uszedłszy według obliczeń naszych z jakie pięćdziesiąt kroków, spostrzegliśmy, że się w korytarzu zaczęło trochę rozjaśniać, a w chwilę potem znaleźliśmy się w miejscu, jakie zapewne niewielu ludzi miało sposobność oglądać.
Wyobraźcie sobie nawę olbrzymiej katedry, pozbawioną okien, do wnętrza której powietrze i światło dostaje się przez otwory wycięte w sklepieniu, wznoszącem się na sto stóp ponad głowami, a będziecie mieli przybliżone pojęcie o jaskini, w której znaleźliśmy się. Szeregi wyniosłych, jak śnieg białych stalaktytowych słupów,