Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/262

Ta strona została przepisana.

chwili zdołałem zaledwie rozróżnić pośrodku wielki stół kamienny ustawiony w podłuż, przy końcu którego wznosiła się olbrzymia biała postać; obok niej dokoła stołu siedziały inne naturalnej wielkości, a na środku znajdował się jakiś przedmi t brunatny. Skoro jednak oczy moje przyzwyczaiły się do zmroku i mogłem rozejrzeć się w otoczeniu, drapnąłem z powrotem, jak tylko najszybciej mię nogi mogły unieść. Nie jestem lękliwy i nie wierzę w żadne zabobony, ale przyznaję się z całą szczerością, że, gdyby mię sir Henryk nie był wtedy przytrzymał za kołnierz, byłbym uciekł ztamtąd i nie powrócił więcej za wszystkie skarby świata. Ale sir Henryk dzierżył mię mocno w swej dłoni, musiałem więc pozostać. I on jednakże, skoro w tej ciemności zdołał się rozpatrzeć, puścił mię natychmiast i zaczął ocierać pot grubemi kroplami występujący mu na czoło. Good zaklął z cicha, a Falata z krzykiem przyczepiła mu się do ramienia.
Śmiała się tylko Gagoola, śmiała się długo i przeciągle.
Widok był straszny istotnie. Na końcu tego długiego kamiennego stołu, trzymając wielką włócznię w kościstych palcach, siedziała Śmierć w postaci olbrzymiego, przeszło piętnaście stóp wysokiego ludzkiego szkieletu. W jednej ręce trzymała wysoko ponad głową wzniesioną włó-