Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/263

Ta strona została przepisana.

cznię, jakby gotując się do ciosu, drugą ręką opierała się o stół, jak ktoś co się zabiera do wstania, z korpusem naprzód podanym, na szczycie którego tkwiła wstrętnym uśmiechem wykrzywiona czaszka; wielkiemi pustemi jamami zdawała się w nas wpatrywać i otwierała szczęki jakgdyby chciała przemówić.
— Wielki Boże! — wyszeptałem — co to jest?
— A to? — zapytał Good, ukazując białe towarzystwo otaczające stół.
— Przebóg! co to? — zawołał sir Henryk, wpatrując się w brunatny przedmiot na stole.
— Chi, chi, chi, — śmiała się Gagoola. — Nieszczęście czeka każdego, kto wchodzi do Przybytku Śmierci. Chi, chi, chi, ha, ha! Chodź Inkubu, ty dzielny wojowniku i przypatrz się temu! — to mówiąc stara uczepiła się odzienia sir Henryka i ciągnęła go do stołu. My postępowaliśmy za nim.
Zatrzymała się i wskazała przedmiot brunatny leżący na środku.
Sir Henryk spojrzał i cofnął się z okrzykiem.
Szpetny, nagi zupełnie, z okropną raną w szyi siedział trup Twali, ostatniego króla Kukuanasów, a z góry spadały mu na kark krople i, sącząc się po całej powierzchni ciała, powlekały