Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/268

Ta strona została przepisana.

Byliśmy tak rozgorączkowani na widok wejścia do tego skarbca Salomonowego, że ja zacząłem drżeć i trząść się cały. W umyśle zbudziło się naraz tysiące wątpliwości. Może stary da Silvestra zadrwił sobie z nas? Może tam w tem ciemnem miejscu nie było żadnych skarbów? Za minutę mieliśmy się przekonać.
— Wejdźcie biali mężowie z gwiazd przybywający — rzekła Gagoola stając we drzwiach — ale naprzód wysłuchajcie waszej sługi, starej Gagooli. Błyszczące kamienie, które zobaczycie zostały wykopane z jamy, nad którą siedzą „Trzy milczące“ i tu złożone, nie wiadomo przez kogo. Od chwili oddalenia się tych, którzy złożyli tu kamienie, raz tylko istota ludzka nawiedziła to miejsce. Wieść o skarbie ukrytym rozeszła się szeroko pomiędzy ludźmi, którzy od wieków zamieszkiwali w tej krainie, ale nikt nie wiedział, gdzie był skarbiec i drzwi do niego. Pewnego razu jakiś biały człowiek przywędrował tu z za gór, może on także z gwiazd pochodził, i został dobrze przyjęty przez króla tej ziemi, tego oto, który tam siedzi, to mówiąc palcem wskazała piątego biesiadnika u śmiertelnego stołu. Zdarzyło się jednego razu, że człowiek ten przyszedł tu z kobietą, która przypadkiem odkryła tajemnicę otwierania drzwi. Wy jednak, choćbyście tysiąc lat szukali nie odnajdziecie tego. Weszli więc