Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/269

Ta strona została przepisana.

razem do wnętrza i zobaczyli kamienie, któremi człowiek biały napełnił skórzany woreczek przyniesiony przez kobietę, a kiedy ztąd wychodził, wziął jeszcze jeden duży kamień i trzymał go w ręku. — Przy tych słowach zatrzymała się.
— Cóż? — zapytałem, palony ciekawością. — Cóż się dalej przytrafiło da Silvestrowi?
Wiedźma drgnęła na dźwięk tego imienia.
— A ty zkąd znasz imię umarłego człowieka? — zapytała szorstko i nie czekając na odpowiedź ciągnęła dalej.
— Nikt nie wie co się przytrafiło; ale biały człowiek przestraszył się, rzucił worek skórzany i uciekł tylko z jednym kamieniem w ręku. Król wziął ten kamień od niego. Jestto ten sam, któryś ty Makumazahu zdjął z czoła Twali.
— Czy potem nikt tam więcej nie wchodził? — zapytałem spoglądając w ciemności.
— Nikt więcej, chociaż tajemnicę drzwi przechowywano starannie i każdy król otwierał je nie wchodząc jednak. Mówią, że ktokolwiek tam wejdzie, w miesiąc później umrzeć musi, jak umarł biały człowiek, któregoś znalazł w jaskini na górach. Ha! ha! ja mówię prawdę.
I kiedy to powiedziała, spotkały się nasze oczy, i dreszcz zimny przebiegł mię od stóp do głów. Zkąd ta wiedźma wiedziała o tem wszystkiem?