Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/27

Ta strona została przepisana.

(Dżyma), stojącego niedaleko mego wozu i krającego liście tytuniowe.
— Jim — odezwałem się — gdzie się to wybieracie? Czy na słonie?
— Nie, buas — odpowiedział — za czemś co tysiąc razy więcej warte od kości słoniowej.
— A cóż to takiego? — zapytałem zaciekawiony — złoto?
— Nie, buas — coś lepszego niż złoto — i zaśmiał się.
Nie pytałem więcej, bo nie chciałem ubliżyć sobie okazywaniem zbytniej ciekawości, ale byłem zainteresowany.
Tymczasem Jim ukończył krajanie swojego tytuniu.
— Buas — odezwał się.
Udałem, że nie słyszę.
— Buas — powtórzył.
— E, chłopcze, czego chcesz? — zapytałem.
— Buas, my idziemy szukać dyamentów.
— Dyamentów! — a to nie w tej stronie je znajdziecie, trzeba wam zawrócić — powiedziałem.
— Czy buas słyszał kiedy o górach Sulimańskich.
— Słyszałem.
— A o znajdujących się tam dyamentach?
— Brednie, mój Jimie.