Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/271

Ta strona została przepisana.

murze, postawili obok koszyk z jedzeniem i oddalili się.
O piętnaście kroków dalej, w głębi korytarza napotkaliśmy drzwi starannie malowane. Kto tu był ostatni albo nie miał czasu, albo zamknąć ich zapomniał.
Na progu leżał worek skórzany pełen kamieni.
— Chi! chi! — biali mężowie — zachichotała Gagoola — mówiłam wam, że biały człowiek, który tu przyszedł, uciekł ztąd i w pośpiechu zostawił worek. Patrzcie!
Good schylił się i podniósł go. Był ciężki i chrzęścił.
— Dalibóg pełen dyamentów — wyszeptał jakby strachem go przejmowała myśl, że w tym worku skórzanym dyamenty znajdować się mogły.
— Idźmy dalej — zawołał sir Henryk niecierpliwie. — Dawaj nam światło moja pani i odebrawszy lampkę Gagooli przestąpił próg i uiniósł ją nad głową.
W pierwszej chwili ujrzeliśmy tylko wykutą w skale kwadratową izbę dziesięć stóp wzdłuż i wszerz mieć mogącą. Po chwili, skoro oczy przyzwyczaiły się do ciemności, zobaczyliśmy pod same sklepienie sięgające stosy prześlicznej kości słoniowej. Ile tego tam było trudno powie-